26 mar 2019

Metamorfoza przedpokoju

Metamorfoza przedpokoju
26.03.2019 
Dzisiaj przychodzę do Was z iście wiosenną metamorfozą ;)
Będzie duuużo koloru, motywów, technik, dosłownie wszystko i nie żartuję! Chcę Was zmobilizować do działania, do własnych projektów...bo ja podczas tych prac, czułam dużo siły, motywacji i myślę, że owoce tej pracy oddały zamierzony efekt :))


Minęło sporo czasu, zanim poskładałam wszystko do kupy. Przez mój przedpokój przeszedł dosłownie armagedon, haha!
Było i szpachlowanie, i malowanie..., ale to pikuś w porównaniu do wymurowania ścianki i oprawienia drzwi do piwnicy, ba! nawet płytki na podłodze zostały położone!
Co prawda, przede mną jeszcze najgorsze - czyli wykończenie schodów, ale na chwilę obecną, to już za drogi gips - jak to się mówi, więc muszą sobie poczekać ;)

Wracając do spraw, które osobiście przeprowadziłam...
Najpierw na tapetę poszła sieciówkowa, zwykła szafka na buty z płyty meblowej i wieszak...kolor popularny - biały.
Ktoś by pomyślał...przeca mogła zostać - pasuje do nowego koloru ścian ;)
Jednak jak wiecie, u mnie długo meble nie pozostają białe :)
No może poza szafą pax, którą mój Darek broni rękami i nogami...ech...
Jak widzicie, wiało nudą...Poza tym szafka już była trochę sfatygowana. Biały nie był już pięknym, świeżym kolorem...no i  ta płyta meblowa, nic szczególnego jak dla mnie.
Ja chciałam mieć - jak zawsze zresztą -  coś innego, szlachetniejszego, no po prostu w moim charakterze i guście :)
Do tego wieszak...lustro...no właśnie.
Koncepcja na te meble była, ale ni w pinokio! nie pasowało do tego lustro...
Przerabiać je? Znowu?
Szybko postanowiłam, że stworzę sobie nowe ;)

No dobrze, to po kolei :
Fronty szafki były uchylne, mocowane na drewniane kołki po bokach. Musiałam wykręcić śruby scalające korpus z dnem szafki, rozchylić boczne płyty i szybkim ruchem wyjąć je. Na marginesie, to własne stopy też mi się przydały do tej akcji, haha!

Tradycyjnie całość zmatowiłam papierem ściernym o gradacji 120 i pomalowałam podkładem akrylowym w spray'u. Nie pytajcie o ostateczny kolor, został zrobiony z wymieszania różnych odcieni emalii akrylowych ;)
Co do frontów, to było trochę tańcowania!
Nie jestem specjalistą od przyklejania forniru, ba! W ogóle się na tym nie znam...
Trochę czytałam, jak to zrobić w prosty sposób, ale...na drewnie, sklejce...a tu mamy płytę...

Jednak postanowiłam spróbować, metodą prób i błędów -  bo człowiek zawsze się czegoś wtedy nauczy ;) 
Ciężko było zakupić niestacjonarnie fornir na fizelinie...stacjonarnie, jeszcze bardziej. Odnosi się to oczywiście do okolic mojej miejscowości.
Jaki fornir wybrać? Czym się kierować...nie miałam pojęcia. Zakupiłam fornir w miarę gruby, orzechowy, przepiękny ;)
To były moje celowane parametry :)

Jak się potem okazało, fornir mocno spękał pod wpływem moczenia, wyłuszczyły się miejsca, w których były sęki, a które musiałam potem dokleić.
No dobrze, spróbowałam z wikolem...
Najpierw przykleiłam fizelinę do forniru, potem całość do frontów i docisnęłam czym mogłam, w miarę równomiernie :)))

Po 24 godzinach, wyglądało na całkiem dobrze sklejone...przypadkiem zsunął mi się jeden front. Pyk! i część forniru się odkleiła...masakra...
Jak widzicie, moja praca zamieniła się w pył....
W sumie, jak dobrze się przyłożyłam, to i reszta odpadła.
Mąż stwierdził: "przyniosę ci świetny klej z pracy"...poliuretanowy...
Kto kojarzy co to za ustrojstwo, ten chyba się domyśla, co mogło się wydarzyć. Pokrótce powiem Wam tylko, że owy klej zachował się jak pianka montażowa z opóźnionym zapłonem. 
Pamiętajcie! Co Was nie zabije, to 'raczej' wzmocni.
Z pomocą przyszły dodatkowe worki z klejem i gipsem, które pozostały mi z remontu. Oczywiście przy wszystkich spektakularnych i innowacyjnych metodach klejenia forniru byłam sama, haha!!!
Nie myślcie sobie, udało się!
Wszystko się fajnie skleiło, partyzantka nie wyszła mi bokiem!
Ale nie polecam tej przypadkowej metody nowicjusza :)

Zgadałam się ostatnio ze znajomym, który do płyt meblowych stosował klej kostny. Podobno świetnie zintegrował się fornirem. Następnym razem wypróbuję ten klej i Wam opiszę ;) 

No dobrze...co potem...potem, to już tylko z górki.
Zapas forniru przycinamy, zostawiając jakieś 1-2mm. Nie obcinamy na styk. Potem gąbką ścierną szlifujemy brzegi  (z góry  na dół ), żeby nie odkleić niczego. Ubytki również podklejamy i szlifujemy całość ( papierem 150 a potem 240 ), do gładkości. 
Wnętrze szafki pozostawiłam bez zmian.
Dodatkowo wszystko zabezpieczyłam satynowym bezbarwnym lakierem do blatów itp. Natomiast, żeby nadać lekkości i dodać charakteru, szafka na buty zyskała toczone pod skosem bukowe nóżki :) Montaż ich był banalnie prosty. Wystarczyło zaznaczyć, miejsca na wkręty, nawiercić delikatnie wiertłem do drewna i przykręcić. Najlepiej kupić nogi meblowe, które są już z mocowaniem ;)

Wisienką na torcie zostało lustro :)
Zobaczcie jak zmienia każde wnętrze dodanie koloru!
Wielu kolorów ;)
Lustro zostało wykonane ze sklejki liściastej, ręcznie docięte z zakupionej formatki. Tafla została przyklejona za pomocą kleju montażowego. Motywy zostały wypalone a następnie pomalowane farbami akrylowymi.
Nie wiem, czy jesteście tego zdania, co ja...
Nie lubię niczego wyrzucać...a jednak szafka była paskudna i czekał mnie ogrom pracy. W dodatku założyłam sobie rzeczy, z którymi nie miałam wcześniej styczności, jak klejenie forniru, czy wypalanie w drewnie. Moje pierwsze próby z pirografem możecie zobaczyć tutaj: klik
No i świadomość dużej ilości pracy, nie skłonił mnie do wyeksportowania jej na gabaryty :) Udało się!

Lustro natomiast to moja realizacja, z której jestem bardzo dumna. Dużo wypalania, motania się z końcówkami...ale polubiłam to:) W ogóle uwielbiam motywy zwierzęce, roślinne, wszelakie ptactwo, owadzie motywy...Nastraja mnie to bardzo pozytywnie do życia, daje też niejako pogląd na otaczający świat...ekologię, potrzebę recyklingu... 
Dopiero teraz mogę stwierdzić, że moja praca ma wpływ na zminimalizowanie tego pędu owczego w stronę konsumpcji. Myślę, że produkuje się wszystkiego dużo, za dużo... Żeby chociaż połowa z tego miała konkretną jakość, trwałość...Niestety tak nie jest. Tyle rzeczy się marnuje...
Obecnie większość ludzi nauczona jest posiadania cięgle to nowych rzeczy, otaczania się "modnymi" przedmiotami. 
Dla mnie jest to bardzo wymierne stwierdzenie ;)
Nowe nie oznacza oryginalne, prawda?
Lubię się wyróżniać, ale wolę robić to z głową ;)
W przyrodzie musi być równowaga. A niestety człowiek ciągle to zaburza...czuje się tak "naczelny" w świecie, że miażdży niejako niższe formy życia, które istniały już przed nami. Nie jesteśmy pępkiem wszechświata. Zwracajmy na to uwagę :)

Przepraszam Was za te wywody ale to, co robię skłania mnie często do takich refleksji....Wracając do tematu...  
Zobaczcie jak kolor i nieoczywisty design robi wnętrze :)
Pozwolę sobie tak to ująć i mam nadzieję, że też przekonacie się do takich nieoczywistych rozwiązań i zainwestowania we własne pokłady możliwości i kreatywności ;)
 
Dziękuję Wam za u wagę i do następnego rupiecia!








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za Twój komentarz! To znak, że chętnie czytasz moje wpisy i śledzisz to co robię :)