9 maj 2018

PRL-owski barek

PRL-owski barek
09.05.2018
Fornirowany barek z lat 60'
Lubię pracę z drewnem. Zawsze mam w sobie taką nieodpartą ciekawość. Myślę sobie wtedy, co kryje się pod warstwą lakieru i brudu, kiedy pod szlif idzie jakiś stary mebel. Oczywiście nie mam pewności, czy zrealizują się moje koncepcje, bo drewno po latach potrafi nie raz zaskoczyć... 

Nie znaczy to jednak, że nie akceptuję jego nabytej "ułomności"
Wszystko się starzeje...wiecznie nic nie wygląda doskonale.
Owszem, zawsze staram się doprowadzić każdy element do jak najlepszego stanu, ale czasem nie ingeruję i zostawiam w spokoju jakiś element...i Wiecie, ma to swój zajebisty urok :)
Etapy prac nigdy nie są ściśle takie same. Przy starych, spękanych lakierach na wysoki połysk zawsze używam opalarkę i skrobak, choć chyba to bardziej toksyczne rozwiązanie dla układu oddechowego...
Ale ja staram się wychodzić z gratami na podwórko :)

Jednak do rzeczy...Szlifowanie forniru a szlifowanie litego drewna...no właśnie...
Pewnie już na samą myśl o meblach fornirowanych wszyscy czują zimny pot na plecach. Jak tu zabrać się do czyszczenia takiego ustrojstwa...
Opalarka - tylko dla wprawionych...e tam! Ja od początku usuwając chemoutwardzalny lakier, leciałam  na gorących strumieniach, haha! Jeśli się boicie, spróbujcie na niepotrzebnych kawałkach. 
Tak samo przy szlifowaniu. Kiedyś na którejś z grup facebookowych usłyszałam opinię, że "broń Boże" nie wolno używać przy fornirze papieru o gradacji 60, bo to zniszczy powierzchnię...
Powiem tak, przy ręcznym szlifowaniu może i tak. Fakt, trzeba mieć trochę wprawy, ale o wiele łatwiej jest zebrać szlifierką starą bejcę, lakier (nie na wysoki połysk) przy użyciu papieru z grubszym ziarnem, niż męczyć się z drobniejszym, albo taplać się w różnych preparatach. Ja tego nie lubię.
Jest tylko zasada: nie szlifujemy długo w jednym miejscu, ustawiamy szlifierkę na średnie obroty (przy oscylacyjnej) i nie dociskamy za mocno. Na początek możecie spróbować na kawałku fornirowanej niepotrzebnej deski.
Efekt w sumie jest natychmiastowy ;)
Idąc dalej, zmieniamy kolejno gradację papierów z 60 na 120-150 a na koniec 240. Szlifujemy już tylko chwilę.
Oczywiście to są moje zbrodnicze doświadczenia i nikogo nie chcę namawiać do takich nieprofesjonalnych zabiegów, heh!

Najciężej jednak poszło mi z nogami bareczka. 
Przednie były połamane i chwycone wkrętami do karton-gipsu...zgroza!
Musiałam pozbyć się tego...Odkręciłam stare wkręty i zdjęłam nogi. Najpierw wcisnęłam za pomocą strzykawki trochę wikolu między pęknięcia, potem mocno zaciskając, usunęłam nadmiar kleju, owinęłam nogi bawełnianą szmatką i założyłam zaciski. Na następny dzień mogłam już wkleić nogi na swoje miejsce (również użyłam kleju do drewna i zacisków), pozostawiając dzień-dwa do wyschnięcia. Taka praca na raty :) 
Dziury po wkrętach uzupełniłam szpachlą. Całość dokładnie wyrównałam szlifując (w tym ręcznie) w ten sam sposób jak przy oczyszczaniu forniru.
Oczywiście miałam świadomość, że po lakierowaniu będzie widać pęknięcia na nóżkach. Dlatego rozbieliłam, zarówno nogi jak i wszystkie elementy bukowego forniru. Z założenia miało to lekko odciągnąć uwagę od widocznych niedoskonałości :)

Myślę, że udało mi się osiągnąć zamierzony efekt.
Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie pozwoliła sobie na małą awangardę...
Dlatego tym razem namalowałam na froncie moje jeżówki, które tak pięknie kwitły zeszłego lata. No i oczywiście akcent w postaci liścia paproci, które królują u mnie w domu :)
Całość zabezpieczyłam akrylowym lakierem satynowym. 
Myślę, że z czasem mój barek zapełni się dobrymi ziołowymi nalewkami :), co oczywiście sugeruje grafika, haha!
Jestem ciekawa Waszych opinii:) 



2 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  2. No widzisz a mnie nie ma kto zrobić takiego tatuażyka :) Dzięki :*

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Twój komentarz! To znak, że chętnie czytasz moje wpisy i śledzisz to co robię :)