28 gru 2018

Stara ławka szkolna

Stara ławka szkolna
28.12.2018

Nie ma idealnego przepisu na renowację starego mebla, ale jak człowiek zawiesi sobie poprzeczkę bardzo wysoko, to w myśl tego założenia, może zdziałać cuda :)
Jakie były moje założenia?? 
Oczywiście zderzenie z rzeczywistością. Fakt, ławka wykonana jest 
z drewna bukowego, czyli zaakceptowanie skłonności takiego drewna do zasinień. Być może w tym przypadku nieodwracalne... Kompletnie mnie to zniechęciło do renowacji. Co więcej,  wizja zamalowania wszystkiego wisiała w powietrzu a gwoździem do mojej trumny był moment, kiedy odkryłam, że pod warstwą farby olejnej na stelażu jest mnóstwo rdzy...  
No i amen. Jak tu żyć?


No dobrze, ale co dalej? Wyobraźcie sobie, że krążyłam wokół tej ławeczki jak sęp nad padliną. Dumałam i sapałam...
Ale co się odwlecze, to nie uciecze.
Powiedziałam sobie wprost: no rozbierz ją kobieto, rozczłonkuj, zacznij działać...a życie zweryfikuje co dalej.
Chciałam ją widzieć w naturalnym odcieniu drewna...tak bardzo, że zagłuszyłam swoje czarne myśli i wzięłam się do pracy.

Zaczęłam od stelaża. Starą farbę olejną ściągałam dwukrotnie, preparatem do starych powłok. To, co miało zejść...zeszło. Całą resztę, która pozostała doczyściłam ręcznie papierem ściernym.


W końcu uporałam się ze żmudnym czyszczeniem, polerowaniem...oj, papieru ściernego poszło sporo.
Pewnie zastanawiacie się, że szybciej byłoby oddać stelaż do piaskowania (ew. śrutowania) i problem z głowy. Jednak ja postawiłam na własną, ręczną pracę, która de facto w rezultacie zaskoczyła nie jedną osobę :)
...Przyszedł czas na podkład. Akurat miałam to szczęście, że polecono mi całkiem zacny preparat, zarówno na części metalowe, jak i drewno 
(w sprayu), który jednocześnie wyrównuje nieco powierzchnię. Wysycha baaardzo szybko, choć śmierdzi strasznie. Trzeba uważać, żeby nie zrobić zlewów, bo wszystko potem wyjdzie na lakierze.

Na koniec, oczywiście zostało to, co najprzyjemniejsze :)
Malowanie! Kolor lakieru dobrałam z mieszalnika, bo nie mogłam znaleźć takiego odcienia w regularnej sprzedaży. Farba oczywiście położona wałkiem flokowym (dwukrotnie) plus drobne zaprawki. Nadaje się tu każdy rodzaj emalii akrylowej. Zawsze czekamy te kilka dni do utwardzenia powierzchni.

  
To był moment na nagrodę! Byłam z siebie dumna, naprawdę :)
Cieszyłam się jak dziecko. Poradziłam sobie z materią, z którą wcześniej nigdy nie miałam do czynienia. 
Snułam kolejne renowacyjne plany, a wspomniana nagroda dla mnie, była niczym innym jak zakupem kolejnych materiałów do następnego projektu, hehe!

No dobrze, po chwili euforii, przyszedł czas na najgorsze.
Po rozebraniu ławki doszłam do wniosku, że mam przed sobą
agonię mebla. 
Nie wiem w jakich warunkach przebywała, ale złapała mnóstwo wilgoci. Zobaczcie sami...






Nic tylko kłaść się i umierać :(
Zamknęłam oczy i nakładałam preparat do ściągania starych powłok, ten sam, tak samo - dwa razy...
Potem tkwiłam już tylko w jednym punkcie...na przemian: szlifowanie - zrywanie - szlifowanie.
Musiałam koniecznie pozbyć się blatu i spodu ławki. Pod kawałkiem pomalowanej tkaniny, która była naklejona na wierzchu, dojrzałam zapleśniałą sklejkę, którą musiała również zerwać...


 Przy renowacji pomagałam sobie skrobakiem i szlifierką. Zbawienny był dla mnie również papier ścierny o gradacji 60-80. Ale niektórych plam 
i zasinień nie udało mi się usunąć przez szlifowanie...
Do akcji wkroczył ług do wybielania drewna. Pomogło kilka warstw, równomiernie rozprowadzonych i delikatnie przeszlifowanych. Jednak całą robotę i tak zrobiło szlifowanie, ręczne również.
W miejsce starego blatu wkleiłam sklejkę o grubości koło 4 mm. To samo na spód ławeczki.
Specjalnie zakupiłam taką, która posiada przepiękne malownicze słoje, gdzie widać sęki i inne niedoskonałości...To kocham najbardziej. Uwierzcie mi, że jak przyjechała do mnie ta sklejka byłam wniebowzięta! Wbrew pozorom, ciężko takową dostać. Klienci oczekują gładkiej 
i doskonałej powierzchni...a tu paniusia wyskoczyła z zachciankami :)
Oczywiście, to nie wszystko...żeby blat nie był taki przeciętny, wymyśliłam sobie grafikę wypalaną pirografem.
Technika zupełnie odbiegająca od zwykłego malowania...każdy ruch, każda kreska zostaje na stałe, nie da się "zamalować" i narysować ponownie. Jedak bardzo polubiłam tą metodę, ech :) Do tego kilka pociągnięć akrylami i mamy super nietuzinkową pracę. 



Jak wam się podoba? Myślę, że takie "dodatki" od siebie nadają pewną niepowtarzalność odnawianego mebla. Taka "kropka nad i" naszej pracy 
i sugerowanie odbiorcy, że ten właśnie mebel wyszedł od konkretnego człowieka. Tak też chciałam i w tym przypadku, dodać coś od siebie. 
Na koniec ławka została zabezpieczona bezbarwną emalią akrylową. Pozostały oryginalne zawiasy i śruby, które delikatnie wyczyściłam.







Uroki starego mebla pozostaną, wciąż miejscami widać przebarwienia 
w drewnie, ale przecież to nie nowy mebel współczesnej produkcji. To moja ręczna praca. 

W tym miejscu chciałam podziękować Agnieszce, dzięki której ta ławeczka do mnie trafiła. Bez niej nie odbyłaby się moja kolejna próba charakteru ( rzucanie narzędziami, przeklinanie) Tak, tak Agnieszko...dobrze, że nikt nie zgłosił mnie do MOPSu za zaniedbania nad własnym dzieckiem w owym czasie, haha!
Ale dziękuję Ci! Dowiedziałam się, że nie ma rzeczy niemożliwych ;)
Jak Wam się podoba taka metamorfoza?
Dajcie znać w komentarzach :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za Twój komentarz! To znak, że chętnie czytasz moje wpisy i śledzisz to co robię :)